Przejdź do treści
Reklama
Reklama
Świat

Sikorski spotkał się z Rubio. Skandal, że u Trumpa przy Nawrockim nie będzie szefa MSZ

Szef MSZ Radosław Sikorski i sekretarz stanu USA Marco Rubio, Miami, 2 września 2025 r. Szef MSZ Radosław Sikorski i sekretarz stanu USA Marco Rubio, Miami, 2 września 2025 r. Ministry of Foreign Affairs of the Republic of Poland / Flickr CC BY SA
Lepiej by było, żeby Sikorski uczestniczył w rozmowie Nawrockiego z Trumpem. W przeszłości polskim prezydentom goszczącym w Białym Domu z zasady towarzyszył przynajmniej któryś z wiceministrów spraw zagranicznych.

W przeddzień wizyty prezydenta Karola Nawrockiego w Białym Domu wicepremier i minister spraw zagranicznych Radosław Sikorski spotkał się w Miami z sekretarzem stanu USA Marco Rubio. Szef polskiej dyplomacji przybył tam, aby wręczyć nagrodę Solidarności im. Lecha Wałęsy kubańskiej dysydentce Bercie Soler. Jego rozmowa z obecnym na uroczystości Rubio mogła być nie mniej ważna niż ta, którą jutro prezydent RP odbędzie z Donaldem Trumpem.

Tematem spotkania była oczywiście wojna w Ukrainie i amerykańska obecność wojskowa na wschodniej flance NATO, w tym w Polsce. „Rubio zadeklarował, że Polska będzie włączona w ustalenia dotyczące wiarygodnego zapewnienia gwarancji bezpieczeństwa Ukrainie” – poinformowało MSZ w komunikacie z rozmowy. Brzmi to obiecująco, ale bardzo ogólnikowo. Czy amerykański szef dyplomacji wyjaśnił, na czym konkretnie miałoby to polegać, Sikorski – co zrozumiałe – mediom nie zdradził.

Ile może „Little Marco”

Wicepremier zapewne przekonywał Rubio, by gwarancje bezpieczeństwa w razie rozejmu były realne, np. polegały na obecności wojsk „koalicji chętnych” na terytorium Ukrainy oraz dozbrojeniu jej armii, tak by mogła długo bronić się przed Rosją. Czy perswazje odniosą jakiś skutek?

W przeszłości, kiedy był senatorem, Rubio uchodził za „jastrzębia” w polityce zagranicznej, zwolennika powstrzymywania imperialnych dążeń Rosji i bezwarunkowej pomocy dla Kijowa. Po wejściu do gabinetu Trumpa podczas wystąpień publicznych ogranicza się do prób tłumaczenia skrajnie ugodowej wobec Putina polityki prezydenta. W lutym zbeształ Sikorskiego za ostrą krytykę Elona Muska i upomniał go, że „powinien dziękować” miliarderowi za dostarczenie Ukrainie szybkiej łączności internetowej. Rubio uchodzi za polityka słabego charakteru – Trump poniżył go w prawyborach w 2016 r., nazywając „Little Marco”. Uznaje się go za kogoś, kto nie jest architektem polityki międzynarodowej USA, tylko raczej wykonawcą polityki kreowanej nie w departamencie stanu, lecz w Białym Domu.

Z drugiej strony Rubio jest nie tylko sekretarzem stanu, lecz także doradcą prezydenta ds. bezpieczeństwa narodowego. Formalnie więc sprawuje ogromną władzę – jak kiedyś Henry Kissinger. W rozmowach z Rosją regularnie uczestniczy, razem z „negocjatorem do wszystkiego” Steve’em Witkoffem. Brał m.in. udział w spotkaniu z Putinem na Alasce w formacie „trzech na trzech” i możliwe, że to właśnie jemu zawdzięczamy, że nie doszło jeszcze do „ukraińskiej Jałty”, czyli porozumienia Trumpa z dyktatorem o podziale Ukrainy otwierającej Rosji drogę do jej połknięcia. Rubio, w odróżnieniu od Trumpa i Witkoffa, coś jednak wie o sprawach międzynarodowych i prezydent chyba liczy się jakoś z jego zdaniem.

Optymistycznie zakładając, że tak jest i że sekretarz stanu wziął sobie do serca to, co klarował mu w Miami polski wicepremier, można mieć nadzieję, że porozmawia z Trumpem przed jego spotkaniem z Karolem Nawrockim w środę w Białym Domu i że amerykański prezydent będzie nieco bardziej podatny na argumenty polskiego gościa.

Czytaj też: Nawrocki w Białym Domu. Da sobie radę z Trumpem? Krążą przy nim złe duchy

Nawrocki u Trumpa: i nikogo z MSZ

Oczywiście lepiej by było, żeby Sikorski uczestniczył w rozmowie Nawrockiego z Trumpem. W przeszłości polskim prezydentom goszczącym w Białym Domu z zasady towarzyszył przynajmniej któryś z wiceministrów spraw zagranicznych. Wykluczenie ważnych przedstawicieli rządu ze spotkania – bo przecież dyrektora protokołu dyplomatycznego MSZ, który ma w nim wziąć udział, trudno uznać za istotnego uczestnika – jest, powiedzmy to wprost, skandalem.

Jeżeli biuro prezydenta RP nie chciało tylko, by wicepremier osłabił swoją obecnością splendor, jakim cieszyć się będzie Nawrocki, to jeszcze pół biedy. Gorzej, jeśli do obecności Sikorskiego nie dopuszczono, bo obawiano się, iż może zgłosić zastrzeżenia do wywodu Nawrockiego, spróbuje go poprawiać, przedstawiać inne postulaty dotyczące polityki Polski wobec Rosji. Oznaczałoby to bowiem, że prezydent i wicepremier mają rzeczywiście inną wizję rosyjsko-ukraińskiego konfliktu i pożądanych posunięć Polski w tej sprawie, i że wbrew oficjalnym zapewnieniom obu stron nie mówią jednym głosem. I że za kadencji Nawrockiego będziemy mieli nie jedną, a dwie polityki zagraniczne. Nie wychodzi to na dobre żadnemu krajowi.

Więcej na ten temat
Reklama

Warte przeczytania

Czytaj także

null
Społeczeństwo

Pomówmy o telefobii. Dlaczego młodzi tak nie lubią dzwonić? Problem widać gołym okiem

Chociaż młodzi niemal rodzą się ze smartfonem w ręku, zwykła rozmowa telefoniczna coraz częściej budzi w nich niechęć czy wręcz lęk.

Joanna Podgórska
07.12.2025
Reklama